Zawód
Chciałem powiedzieć, że jestem głęboko zawiedziony. Ogólnie rzecz biorąc, uwielbiam Harry'ego Pottera, tak książki, jak i filmy, no ale generalnie - zawód. Zawód, no bo niby fajnie, mamy czary, mamy ludzi machających różdżkami, wykrzykujących zaklęcia - z reguły i raczej na początku, bo potem część werbalna staje się raczej opcjonalna, i tego też nikt nam nie wytłumaczył - a jednocześnie jakoś, no, vanilla to wszystko. W sensie - gdybym ja tam był, to sorry, ale Voldemort i jego akcja pod tytułem dusza na pińcet to by był pikuś.
Już tłumaczę.
Gdybym nie był mugolem, wygaszacze i świstokliki byłyby li tylko eksponatami na wystawie wichajstrów magicznych. Ja przepraszam, znowu odwołam się do Voldemorta, ale stworzenie IED w postaci horkruksów, no jest imponujące, przyznaję, ale poza tym, chłopie, machasz tą różdżką na młodego, a mógłbyś chociaż chwilkę, chwilunię poświęcić na stworzenie, nie wiem, biorę prosto z czapy, magicznego granatu i wtedy hyc, no koniec, młody Harry może się co najwyżej podrapać.
Dobra, już nie chodzi o odtworzenie tego, co my mamy (chociaż trochę się zastanawiam nad wprowadzeniem Michaela Sheena z TRON Legacy, napieprzającego z różdżki jak z karabinu maszynowego), ale wiecie, wyobraźnia, co nie?
Ja czaję, ja rozumiem, nie o to chodzi w tych książkach, w tych filmach, a Zakon Feniksa jest cudowny, ale jeśli już, kruca fuks, wiemy, że Voldemort, że wojna o nasze życia i zasady, to może poświęćmy chwilę, żeby zakląć, nomen omen, zaklęcia w przedmiotach, a potem jak Inspektor Gadżet czy inny Batman, zależnie od sytuacji, jedną ręką załatwiać expelliarmusem śmierciożercę, podczas gdy druga uwalnia z butelki sferę lewitacyjną, czy może prostacko nawet, mugolsko, jakąś zasłonę dymną. Opcji jest wiele.
Tak zupełnie na serio, to faktycznie mam z tym problem w kontekście gier z tego uniwersum. Jedyne miejsca, w których widać jakąś kreatywność to zagadki, a samo czarowanie jest raczej potraktowane po macoszemu - i tak, patrzę na Hogwarts Legacy - w ramach standardów z gier open source. Nudy. Ja chcę granat lewitacyjny i akcję z Uncharted wzmocnioną czarami jak z pojedynku Voldiego z Dumbledorem.
W sumie już wiem, czemu jestem mugolem.
A potem mamy VR, AR i kompletny zawód pod tytułem implementacja. Ktoś mi powie, że milsimy, że Elite: Dangerous, że można klikać w przestrzeni i imersja, a ja odpowiem: fajnie, ale zero w tym kreatywności i powód jest oczywisty: nie przynosi to kasy, panie.
Dawno temu czytałem Grę Endera i, panie, nie ma książki, która bardziej poruszyła moją wyobraźnię jeśli chodzi o AR. Ludzie zanurzeni w symulacji, gestami rąk dający rozkazy, rysują w przestrzeni nowe formacje, układają plany, a każdy ruch to przesunięcie w przestrzeni jednostek, prawdziwych, ogromnych kup metalu. A potem wyszedł Iron Man i RDJ machający rękami nad hologramem swojego pancerza, swobodnie obracający perspektywę, zmieniający rozdzielczość, filtrujący, co trzeba (no i głos Paula Bettany'ego). Wszystko to, czego bym chciał od VRek. A co mamy?
No właśnie, milsimy i Elite: Dangerous, i parę innych gier, i Beat Saber, ale Endera brak. A premiera Homeworlda 3 niedługo i nawet w tym przypadku - nuda, panie, nuda.
Wiecie, ja bym to zrobił, gdybym umiał, a nie umiem, bo, jakby to powiedzieć... nigdy nie skończyłem studiów. Ale jakby ktoś potrzebował zupełnie z dupy niepomocnych pomysłów i malkontenctwa, to służę w dowolnej godzinie dowolnego dnia.
No i mamy pornole. I ludzi przeglądających tiktoka przez Apple Vision w swoim Cybertrucku. No, przyszłość.
Ale to ostatnie - to prosty i dobitny przykład na to, dlaczego tych fajnych rzeczy się nie doczekaliśmy. Bo nie przynoszą kasy, bo transformy przestrzenne opłacają się tylko, jeśli wyjdzie z tego lepszy UX w socialach. O ile mniejsze korpo z IT wydają niemałą kasę na ARowe, prototypowe integracje z softem do np. designu narzędzi precyzyjnych, to i tak nie będzie to taka kasa i takie parcie, jakiego AR doświadczy, kiedy okaże się, że jest w tym kasa z sociali.
Żyjemy w dystopii.